niedziela, 17 czerwca 2012

Polska porażka, polskie piekiełko

I jak moi drodzy czytelnicy? Jest kac po wczoraj? Ja muszę przyznać, że mnie nic takiego nie dotknęło. Wiedziałem, że dobrze to skończyć się nie może, więc nie miałem zbytnich nadziei. Wczoraj na początku meczu były chwile co prawda, gdy liczyłem na niespodziankę, ale takowa nas nie spotkała.

Paradoksem wczorajszego meczu Polska - Czechy było to, że Polacy na początku zdominowali Czechów, później grali jak równy z równym, by na koniec nie mając sił znów próbować (anemicznie, bo anemicznie) przejąć pełną kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi. Tajemnicą dla mnie zostaje to, dlaczego nie padły bramki z kilku stuprocentowych sytuacji. Doskonałe okazje marnowali w szczególności Polanski i Błaszczykowski. Jeśli chodzi o Lewandowskiego, to trzeba przyznać, że wychodzi to, że jak piłki nie dostanie, to sam jej nie wywalczy, chociaż może tak go Smuda ustawił.

Polacy przygnietli naszych południowych sąsiadów w każdym praktycznie elemencie, świadczy o tym choćby statystyka strzałów, gdzie prób celnych i niecelnych oddaliśmy o połowę więcej niż Czesi. Żenująca była celność i skuteczność, bo Cech był do pokonania. Na turnieju nie pokazuje tej koncentracji i formy, którą pokazywał choćby w Premier League, czy Champions League. Jednak strzały, którymi raczyli go Polacy nie były ani szczególnie dobre, ani szczególnie soczyste. Nasz bramkarz miał co najmniej tyle samo okazji do wykazania się, mimo mniejszej liczby strzałów. Czemu? Zapytajcie naszych obrońców, szczególnie Piszczka, który był chyba najsłabszym Polskim piłkarzem. Ciekawe, kto mówił o tym, że Piszczek miałby iść do Realu Madryt, bo mnie akurat od początku średnio ta wersja pasowała. Bramka dla Czechów była w większości jego winą. Pomijam Murawskiego, bo on tylko sprokurował bramkę, a bezpośrednio zawalił bramkę Piszczek swoją nieudolną grą jako obrońca.

Co jeszcze mogę napisać o wczorajszym meczu? Polacy opadli z sił bardzo szybko. Nie wiem czemu. Może to co mówili fizjologowie po meczu z Grecją ma jakieś oparcie w faktach? Może faktycznie zawodnicy nie byli właściwie do turnieju przygotowani? Nie zgadzam się natomiast z opinią, że zmiany były wykonane zbyt późno. Bo z całym szacunkiem dla zmienników, nie wnieśli nic nowego do gry, ale wchodząc pół godziny wcześniej, wnieśliby tyle samo. Grosicki, który do gry nie wniósł nic, Mierzejewski, który zachowuje się grając jak sfochowane dziecko, czy spasiony Brożek, którego w Celticu już po paru chwilach nie chciano. Problemem było nie to kiedy Smuda zmiany zrobił, a to, jakie to zmiany były.

Szkoda nerwów na opisywanie tego meczu w wykonaniu Polaków, a o sprawach pozaboiskowych wypowiem się w innym wpisie. Jednak do ojczyzny wracamy (znaczy Boenisch, Obraniak, Perquis czy Polanski wracają do ojczyzn, bo reszta grała u siebie...), w dobrym towarzystwie, bo razem z Rosją, która wyleciała z Grekami. Było to o tyle paradoksalne, że Grecy zagrali beznadziejnie słabo, jak z resztą w każdym meczu, ale byli w stanie ambitnie wywalczyć gola, punkt, itp. Sborna mogła Grecję zmiażdżyć, lecz jednak udało jej się przetrwać opresję.

Grupa Polska zakończyła się tym, że jak zwykle okazała się grupą śmierci. Jak zwykle się ośmieszyliśmy. Okazało się, że nie mamy obrońców, zmienników, a ponadto trenera. Za porażkę możemy dziękować trenerowi Smudzie. Jednak mam nadzieję, że rozstrzygnięcie grupy, będzie końcem obecnej formy działalności PZPN.

sobota, 16 czerwca 2012

Deszczowe emocje

Wczoraj odbyły się dwa mecze grupy D. Były to mecze, o których można powiedzieć wszystko, ale nie to, że były nudne. Grały Francja z Ukrainą i Anglia ze Szwecją, były to mecze inne niż wszystko to, co widzieliśmy do tej pory na Euro 2012.

Zaczęło się od niespodzianki. Mecz Francja - Ukraina w Doniecku został przerwany po 5 minutach, a przerwa trwała bardzo długo. Czemu? Z prostej przyczyny. Otóż nad stadionem rozpętała się burza, dlatego sędzia zadecydował, by przerwać mecz. Można powiedzieć, że w Warszawie do tego by nie doszło. Zsunięto by dach, a zawodnicy i kibice by się podusili, ale można by było grać.

Jednak po przerwie mecz rozpoczął się poniekąd od nowa. Francja wygrała co prawda, ale muszę powiedzieć, że po tym co wiedziałem, Ukraina może sporo krwi napsuć Angli. Zagrali niezły mecz, ale przytrafiła im się masa wpadek, czego dowodzą dwie bramki stracone w przeciągu około 3 minut. Długo mecz toczył się na wyrównanym poziomie. W zasadzie do tych dwóch bramek. Owszem, można powiedzieć, że Francuzi oddali 11 celnych strzałów, a Ukraińcy tylko 1, a to różnica klas. Ale już w strzałach niecelnych było odwrotnie, co pokazuje, że Ukraińcy tworzyli sobie sytuacje, z których nie potrafili skorzystać.

Gra Ukraińców w pewnych momentach była strasznie dzika i niepoukładana. Natomiast Francuzi, mimo, że też nie zagrali po mistrzowsku. Ale wystarczyło to, by wygrać pierwszy od 6 lat mecz na imprezie międzynarodowej. Ostatni raz temu udało się to jeszcze w meczu półfinałowym z Niemcami, za czasów Zinedine'a Zidane'a. Od jego odejścia z kadry (może i duże uproszczenie, ale ja to widzę w ten sposób) Les Bleus przestali się liczyć. Jednak teraz mają szansę znów powalczyć o coś więcej (co najmniej wyjście z grupy) za sprawą Benzemy i jego kolegów. Co prawda oba gole zdobyli pozostający w kadrze, w cieniu pomocnicy Menez i Cabaye, więc nie gwiazdy, czyli Benzema, Ribery i Nasri. Jednak to pokazuje, że każdy w kadrze Francji jest w stanie strzelać. Co jest już dobrym prognostykiem na turniej.

Obie drużyny mają jeszcze szanse na wyjście z grupy, czego nie można już powiedzieć o Szwecji, która jest drugą po Irlandii drużyną, która podczas mistrzostw wyjaśniła swój status. Ale Szwedzi nie byli źli. Nie byli słabsi od Ukrainy w pierwszym meczu, nie byli też słabsi od Anglii. Przez większość spotkania grali z Anglią, jak równy z równym (co prawda początek 1 połowy pokazywał wyraźną, optyczną przewagę Anglii), jednak Szwedzi nie potrafili rozstrzygnąć spotkania na swoją korzyść. Zadecydowały o tym indywidualne błędy Szwedów (po 2 bramce dla Anglii zaczęli zachowywać się już w sposób niezrozumiały dla mnie), a także szczęście Anglików.

Anglicy po raz pierwszy w historii pokonali Szwecję w meczu o stawkę, więc pewnie mają teraz Święto narodowe. Jednak biorąc pod uwagę, że nie pokazali nic i moim zdaniem to 3:2 nie było zasłużonym wynikiem. Chociaż nie da się ukryć, że o pięknie futbolu decydują  te wszystkie szczęśliwe zbiegi okoliczności, budujące wynik. Ale do rzeczy. Bramkę dla Anglii na 1-0 możemy przemilczeć. Bramka jak bramka, nic w niej budzącego kontrowersje nie ma. Dwie kolejne dla Szwedów (obie strzelone przez Melberga, jednak jedna z nich została zapisana na konto Johnsona. Bramki po stałych fragmentach, w porządku, nie można się czepiać. Jednak bramka dla Anglii na 2-2, autorstwa Walcotta, była bardzo dziwna. Może i bramka z serii stadiony Świata, nie mniej w pełni szczęśliwa. Piłka wyglądała, jakby angielskiemu zawodnikowi zeszła z nogi. Strzał był dziwny, piłka przeleciała ponad obrońcami i wpadła nad zaskoczonym Isakssonem. Mógł ją wybronić, jednak był zasłonięty. Uważam, że ten gol trafi do historii. O drugiego takiego naprawdę trudno.

No i poza tym bramka ta zmieniła w całości losy spotkania. Od tej pory Szwedzi zaczęli grać fatalnie, popełniając błędy, chociaż 2-2 dawało im jeszcze matematyczne szanse na awans. O ich porażce przesądził błąd obronny. Złe ustawienie (szczególnie zdobywcy obu bramek) i Welbeck zdobył kolejnego, pięknego gola. A co w momencie, gdy inni strzelali gole robił Ibra? Otóż szwedzki gwiazdor, robił wszystko. Strzelał z dystansu, z pięty, z główki, nawet siłami mentalnymi. Jednak nie udało mu się skierować piłki do bramki. Ba, marnował okazję za okazją.

Po 2 kolejce, grupa D nabrała kolorytu, chociaż nie ukrywam, że ewentualny remis Szwecji i Anglii w tym niesamowicie emocjonującym meczu, dałby więcej emocji w 3 kolejce. Szwedzi nie zasłużyli na to, by tak zakończył się ten turniej, jednak piłka jest przewrotna i musimy ich pożegnać. Kto awansuje? Nie wiem. Raczej Francja. A Ukraina może napsuć masę krwi Anglii i ewentualny uśmiech losu przyniesie im awans. Ja osobiście nie mam sentymentu do angielskiej piłki, dlatego nie ukrywam, że będę trzymał kciuki za Ukraińców.

A dziś rusza 3 kolejka fazy grupowej. Uwaga, zmianie następują godziny rozgrywania meczy. Taki cheat antykorupcyjny. Wszystkie mecze, będą rozpoczynać się o tej samej godzinie, dlatego szczęśliwi mogą być ci, którzy mają współdzielony obraz w narożniku TV z innego kawału, albo na tyle duży pokój, żeby dwa telewizory u nich stały. Polacy mają pierwszy raz od dawna szanse na awans. Czy  ją wykorzystają? To już wszystko w ich nogach (i rękach Tytonia, którego nie rozumiem, dlaczego dziś Smuda puszcza).
Zapraszam do relacji z 3 kolejki od jutra.

piątek, 15 czerwca 2012

Alta Velocidad Española

Dlaczego nawiązałem w podsumowaniu drugiej kolejki grupy C, do słynnej AVE, czyli kolei Hiszpańskiej? Otóż AVE jest koleją w zamyśle łączącą Madryt z Barceloną (dokładnie tak, jak La Furia Roja), poza tym nazwa ta oznacza wysoka prędkość hiszpańska. Jest to kolej najszybciej rozwijająca się na Świecie, a w zasadzie po ostatnim boomie budowlanym już chyba największa sieć kolejowa na Świecie.

No i zgadza się. Reprezentacja Hiszpanii, to taka AVE. Piłkarze Vincente Del Bosque (ech, ten gość zawsze będzie budził we mnie wspomnienia galaktycznego Realu, zdobywającego LM w 2002 roku, czy La Liga w 2003), byli nieuchwytni dla Irlandii. Wynik 4:0 świadczy o tym całkiem dobrze. Jeszcze lepiej świadczy nowy rekord podań w ME w meczu, czyli 860. Nie wierzę za bardzo w okrągłe wyniki, jednak zdarzają się one, one więc nie chcę mówić, że to dla statystki podbarwiono. Ale nie da się ukryć, że Hiszpanie byli dużo szybsi niż Irlandczycy, obiegali ich, strzelali z dystansu, z bliska, prawie ciągle byli przy piłce. Wynik 4:0 nie jest przypadkowy. A mogło się skończyć na dużo większym pogromie. Jednak trzeba też do przyznać, że i Casillas parę razy się mógł spocić. El Santo uratował parę razy Hiszpanów, a to świadczy, o tym, że obrona w drużynie Sfinxa nie jest perfekcyjna. 

Ale co łączy jeszcze AVE i La Rojas? Każdy z nas chyba jechał kiedyś pociągiem. Powiedzcie mi, czy widok z pociągu jest interesujący? Może i jest, ale tylko czasem. Przeważnie jest strasznie monotonnie i usypiająco. I to można powiedzieć o reprezentacji Hiszpanii. Ten mecz był drogą przez mękę. Jeden z najnudniejszych meczów na Euro. Ogólnie mecze w grupie C nie wiedzieć czemu ogląda się ciężko. Koronkowa gra Hiszpanów jest bardzo nudna, bo powiedzmy sobie szczerze, że w dziada to sobie pograć można na treningu.

Mecz Hiszpania - Irlandia wyklarował nam jedną sytuację. Na pewno nie zagra w dalszej rundzie Irlandia. Nie ma na to szans, gdyż Hiszpania i Chorwacja mają po 4 punkty, Włosi 2, a Irlandia 0. Także sprawa awansu rozegra się między tą trójką. I jest to pierwsze rozstrzygnięcie mistrzostw. Do tej pory w pozostałych grupach, wszyscy mają szanse na awans i jeszcze nikt na 100% nie wyszedł.

Jednak trochę uprzedziłem. Skąd Chorwaci mają 4 punkty, a Włosi 2? Otóż Chorwacja zremisowała z Włochami 1:1. I tu trzeba przyznać, że statystyki lekko kłamią. Według statystyk minimalnie lepsi byli Włosi. Ale Chorwaci mają jeden punkt przewagi rzutujący na cały mecz. Tym punktem jest brak Mario Balotelliego. Gdyby Włosi go nie mieli, z pewnością tworzyliby sobie o wiele więcej sytuacji. Ale dość o nim. W końcu jego podstawą bycia, jest robienie wokół siebie i swojego życia show. Przejdźmy do samego meczu. A był on dosyć ciekawy, jak na standardy grupy C, można powiedzieć, że ciekawszy niż mecz Hiszpanów z Irlandczykami. Walka była dość wyrównana i zarówno jedna, jak i druga strona mogła wygrać, jednak subiektywnie oceniając, to dużo bardziej na zwycięstwo zasłużyli Chorwaci. 

Dziś grać będzie grupa D i powiem szczerze, że w tym momencie jest to najciekawsza grupa. Gdyby tak w miejsce Szwedów dać Niemców, to grupa marzeń dla każdego kibica. 

środa, 13 czerwca 2012

Sprostowanko

Przed chwilą blogger, z bloga: http://kolejnyblogosporcie.blogspot.com, zwrócił mi uwagę, na pewien błąd. Sypię, więc głowę popiołem. Napisałem, że Niemcy już wyszli. Wiecie, ogólnie euforia po meczu, gorąca głowa, piwo, facebook, informacja, która wpadła w oko, na jednym z portali sportowych, itp. I przez to człowiek walnął babola.

Oczywiście Niemcy nie są jeszcze pewni awansu i awansować może każdy. Niemcy są faworytem, mając 6 punktów, ale w razie porażki z Danią, mogą przegrać rywalizację o wyjście z grupy. Także póki co sytuacja w obu grupach, w których odbyły się po dwie kolejki nie skreśla nikogo i nikogo w pełni nie faworyzuje. Aczkolwiek pomału sugeruje, kto ma większe, a kto ma mniejsze szanse na awans.

Pozdrawiam fanów piłki i czekam na wszystkie konstruktywne wnioski, opinie i uwagi!

I po Holandii...

W poprzedniej kolejce, gdy wszyscy klaskali, jaka ta Dania jest mocna, ja stawiałem diagnozę, że to 1:0 z Holandią wynikło ze słabości Oranjes. Dziś co prawda Dania zaskoczyła mnie, grając jak równy z równym z Portugalią, ale Holandia potwierdziła klasę.

Mecz Dania - Portugalia był ciekawym widowiskiem. Trzeba to przyznać. Mecz był toczony na bardzo wysokim poziomie. Dania postawiła twarde warunki. Portugalia zaczęła mecz z wysokiego C. Szybkie 2:0 i wszyscy myśleli, że Portugalia zmiecie duński dynamit z powierzchni ziemi. Nic takiego miejsca nie miało. Okazało się, że Postiga po strzeleniu bramki nie był w stanie przez cały mecz oddać strzału. Cristiano Ronaldo z kolei nie był w stanie przeprowadzić żadnego skutecznego ataku.

Duńczycy bramkę kontaktową strzelili jeszcze przed przerwą. No i w zasadzie druga połowa była bardzo wyrównana. Portugalczycy tworzyli okazję, które ich napastnicy marnowali koncertowo, Duńczycy z kolei chcieli wygrać, strzelić gola i pokazać swoją klasę, ale dziwnie im to nie wychodziło, a okazje mieli ku temu naprawdę solidne. Gdy w 80 minucie wyrównali, za sprawą strzelca również pierwszej bramki, Bendtnera, wydawało się, że dowiozą remis do końca. I wtedy przytrafiła się tuż przed końcem pewna stuprocentowa okazja, zmarnowana tym, że piłka zeszła Vareli z nogi. Jednak o dziwo Varela zrobił kilka kroków, uratował piłkę i strzelił bramkę w stylu stadiony świata. I jak już wiecie, Portugalczycy przez te kilka minut dowozili zwycięstwo do końca. Bo zaczepne przebieżki CR7 raczej nie były próbami zdobycia kolejnej bramki. A jeśli były, to strasznie nieudanymi.

W drugim z kolei meczu, Niemcy grali z Oranje. Całą pierwszą połowę nasi zachodni sąsiedzi gnietli Holendrów, deptali ich i na przerwę zeszli z dwubramkowym prowadzeniem, po kapitalnych strzałach Gomeza. Niemiecki napastnik pokazuje, że nie jest takim drewnem, co zarzucane mu było w lidze. Dużo namieszał przy tych bramkach Bastian Schweinsteiger, który pokazuje, że jest jednym z liderów kadry Niemieckiej, jeśli nie jest w ogóle jej liderem. Po przerwie jednak widać było, że Niemcom grać się już nie chce. Owszem Oezil pracował tak, że sił miał już mało, by zejść samodzielnie z boiska.  Stekelenburg był z kolei nie do pokonania. Holendrzy się rozochocili  i po strzale Van Persiego zdobyli kontaktowy gol. I wtedy zaczął się prawdziwy mecz. Szkoda tylko, że trwał on przez kilka minut, bo Niemcy, znów wrócili do swojej gry, z tym, że zaczęli grać na czas. No i dowieźli wynik.

Dzisiejsze mecze z pewnością mogły się podobać. Szczególnie warte odnotowania są bramki. Mieliśmy do czynienia z naprawdę pięknymi golami. Jednak przyznać trzeba, że najbardziej zawodziły gwiazdy. Roben, który od  dawna jest mizerny, Ronaldo, który jest geniuszem, ale tylko w La liga, czy Klose, który nie potrafi znaleźć się jako napastnik reprezentacji od dawna. Jednak oni nie zaskoczyli swoją grą. Oni robią tak na tyle często, że można przywyknąć.

Jak można podsumować sytuację w grupie? Holendrzy praktycznie przegrali awans. Żeby awansować musieliby pokonać Portugalię, przy porażce Danii. Dosyć ciężkie zadanie, gdy weźmiemy pod uwagę ich ostatnie mecze. Głównymi faworytami do awansu są Portugalczycy. Oczywiście Niemców pomijam, bo oni już są w następnej rundzie. Czemu pomijam Danię? Nie sądzę, żeby Niemcy podłożyli im się. Raczej będą szli na 9 punktów. Są mocni, są maszyną, która jedzie po rywalach. To są po prostu tacy Niemcy, jakich znamy i lubimy.

NieSzczęsny, Tytoń

Skoro kurz po wczorajszym meczu opadł (a kurzyło się w Warszawie całą noc, bo jakieś prace rozbiórkowe Rosjanie z Polakami robili), wypowiem się na temat bramkarza w meczu z Czechami i skomentuję decyzję Smudy. 

Pan Franz (niestety nie Maurer), zapowiedział, że do bramki na mecz z Czechami wróci Wojtek Szczęsny. Oczywiście zawrzało, bo kibice pokochali już Przemysława Tytonia. Polacy mają tak, że szukają za wszelką cenę bohaterów. Pojawił się jeden, który obronił karnego (de facto fatalnie strzelonego) i już Tytoniomania. Jednak, który z tych bramkarzy jest lepszy?

Wojtek Szczęsny fatalnie rozegrał mecz Grecją, co przypieczętował czerwoną kartką. Jednak czy to tak do końca jego wina? Gol na 1-1 był indywidualnym błędem całej obrony. Szczęsny popełnił błąd przy bramce, ale czy nasi obrońcy są bez winy? Oczywiście, że nie. Popełnili serię błędów, prokurując tą sytuację. A czerwona kartka? Jeśli wypuści się napastnika na sam na sam z bramkarzem, to albo bramkarzowi uda się zatrzymać piłkarza, albo jest gol. Tylko naprawdę dobry bramkarz jest w stanie wytrzymać psychicznie sam na sam. Szczęsnemu brakuje jeszcze do tego naprawdę wiele. To nie jest jeszcze ta klasa. Wojtek zmierza w dobrą stronę, ale minie kilka lat, nim będzie można mówić, że jest bramkarzem światowej klasy. 

Więc z Czechami powinien bronić Tytoń? Broń Boże. Owszem, interwencje Tytonia są pewniejsze niż szczęsnego. Ale zapytam otwarcie. Kto widział bramkę na 1-0 dla Rosjan? No właśnie. Bramkarz powinien umieć ustawić sobie mur. Jeśli bramkarz widzi, że jest potężny tunel, w którym nikt nie stoi, piłka sobie może weń wpaść i nikt jej nie przejmie, to powinien wiedzieć, że wbiegający zawodnik strzeli mu bramkę bez trudu. Tytoń o tym nie wiedział. Ponadto na ustalenie hierarchii Smuda miał mnóstwo czasu. Nagła jej zmiana może tylko zdestabilizować drużynę i spowodować jej rozłam. 

Swoją drogą ja dalej twierdzę, że najważniejszym błędem Smudy jest brak Artura Boruca. Gdyby ten występował, gra obronna wyglądałaby zupełnie inaczej. Boruc jest zawodnikiem silnym psychicznie, pewnym, charyzmatycznym i obdarzonym niesamowitymi umiejętnościami. Faktycznie Artur pogubił się po drodze, ale jest to tak silna osoba, że da sobie radę. Natomiast jego brak w kadrze z powodu focha Smudy jest celowym osłabianiem drużyny. Zarówno pod względem braku jego umiejętności, jaki przez brak pewności, którą dawała drużynie jego obecność z tyłu i brak dobrego ustawienia obrony, za które to bramkarz jest odpowiedzialny przy stały fragmentach gry. Jednak na podsumowania przyjdzie czas po mistrzostwach. Póki co piłka jest w grze.

wtorek, 12 czerwca 2012

Szok

Muszę przyznać, że jestem zszokowany, bo Polacy w dzisiejszym meczu pokazali się z naprawdę niezłej strony. Po ostatnich wyczynach naszej S-kadry (kto pamięta jeszcze to określenie z MŚ 2002?) i meczach Rusów sądziłem, że dostaniemy potężne lańsko. Jednak wszystko potoczyło się inaczej. 

Znając stan naszego futbolu, widząc jak grają nasze Asy, jakiego mamy dobrego trenera (fochy na Lenczyka, Boruca, dziwny cykl przygotowawczy dla kadry, dziwne powołania i brak zmian w 1 meczu z Grecją), sądziłem, że spokojnie dostaniemy 3-4 bramki w plecy. Jednak nie było tak źle. Co prawda w pierwszej połowie Rosja na nas usiadła i chciała zgnieść, jednak dalszy ciąg meczu przyniósł dziwny obrót. Nasze Orły podniosły się i podjęły walkę. Bramka Błaszczykowskiego, co trzeba przyznać, była nie dość, że potrzebna naszym, to jeszcze całkiem niezłej urody.

Ale żeby nie było za ładnie. Kto widział bramkę dla Rosjan? W momencie, gdy zobaczyłem, Arszawina stojącego przed piłką, a także ustawienie naszych obrońców, od razu wiedziałem, że padnie gol. Gol autorstwa Dzagojewa rzekomo zdaniem komentatorów był zaskakujący, a sam Dzagojew nie wiadomo jak się tam znalazł. Jednak każdy kto choć odrobinę trzeźwo oglądał to spotkanie, widział błędy w ustawieniu obrony. Tytoń nie potrafi ustawić sobie obrońców pod bramką, a obrońcy nie potrafią kryć rywali przy stałych fragmentach gry. Był to po prostu babol, taki sam jak te kilka w meczu z Grecją, skutkujące wyrównaniem i drugi, który przyniósł czerwoną kartkę Szczęsnemu. 

Kolejnym co mnie razi w grze Polaków jest ich niska skuteczność pod bramką. Rosjanie dopuścili Polaków do kilku groźnych sytuacji. Niestety nasi ich nie wykorzystali. To trzeba poprawić, żeby nie odpaść. A sytuacja jest dosyć ciekawa. Teraz każdy ma szanse na awans (może poza Grecją, która te ma już tylko iluzoryczne). A wszystko zależy od meczu Polska - Czechy. Meczu, w którym jedynie zwycięstwo da nam awans. A Czesi mimo porażki z Rosją nie są łatwym do ogrania rywalem, dlatego szanse Polaków wcale wysokie nie są. 

Czy Polacy awansują? Na pewno pokazali się lepiej, niż z Grecją. Tu podobno przyczyną remisu miał być zamknięty dach (ten, co to wentylacja była projektowana przy uwzględnieniu zamknięcia go, ale bez zużywającej tlen publiczności i bez podniesionej temperatury od świateł i sprzętu), stres (a kto go nie ma, grając na takim turnieju?) albo (co bardziej prawdopodobne) od złego doboru treningów w okresie przygotowawczym. Teraz też nie pokazali jakiejś super wydolności, zmęczenie u nich widać było dość szybko, ale wytrwali do końca i byli w stanie dalej biegać. Dlatego biorąc pod uwagę ich progres, wykluczyć ich awansu się nie da. Ale czy na pewno awansują, tego nawet sama Pani Ministra nie wie, bo jeszcze nie losowała finału Euro. Na razie pozostaje w strefie Superpucharów. 

Gratuluję Polakom sukcesu, a Wam życzę dobrej nocy!

Powrót bloga

Kiedyś pod zupełnie innym adresem prowadziłem bloga o sporcie. Mój styl został dostrzeżony przez portal sportsukces.pl. No i to by było na tyle mojego bloga o sporcie. Nie chciało mi się pisać, nie miałem motywacji. Później zamknąłem bloga o polityce, założyłem blogi o zegarkach, stylu życia, a także samochodzie FSO Warszawa. Stwierdziłem, że polityką i sportem zajmował się nie będę.

Ale jest Euro, turniej, który wykończy naszą gospodarkę, jak już wykończył Hydrobudowę, PBG i wiele innych firm budowlanych. Turniej, którym żyje cała Polska, turniej podczas, którego ludzie na ulicach okazują takie sposoby kibicowania, że od razu wiem, kto wybrał kojo, koko na chymn (bo hymnem tego nazwać się nie da) kibiców. Jest to też turniej, który od początku kusił mnie do powrotu do blogowania o sporcie. Za dużo dzieje się, żeby to przemilczeć.

A skoro za dużo się dzieje, żeby o tym milczeć, dlatego trzeba wypalić Sport'a i brać się do pracy!